Wii ostatnią deską ratunku?

Scott Steinberg, szef amerykańskiego oddziału Sega, nie ma złudzeń - jeśli wydawcy nie chcą w tym roku liczyć strat, powinni zacząć tworzyć gry na innowacyjną konsolę Wii od Nintendo. Jeśli nie popracują mocniej, nie załapią się na tę swoistą "łódkę ratunkową".

Sega jest obok francuskiego Ubisoft wymieniana jako jedna z dwóch niezależnych firm wydawniczych, które mogą najwięcej zyskać na zaplanowanej na koniec roku premierze platformy Wii. Obecnie spółka większość swoich sił skierowała na dwa projekty: przeznaczoną dla wielu graczy "Super Monkey Ball Banana Blitz", która będzie dostępna od dnia premiery Wii, oraz na ekskluzywną "Sonic Wildfire" zaplanowaną na pierwszy kwartał 2007 roku.

"Mędrcy nie zauważyli jednego jeśli chodzi o strategię Wii - nie wszyscy niezależni wydawcy przegapią okazję" - powiedział Steinberg, komentując na łamach Next-Gen.biz ostatnie analizy Simba Group, według których wydawcy gier wideo zostali zaślepieni przez Sony i powinni przygotować się na bolesne doświadczenia. "Owszem, część firm ma już problemy jeśli chodzi o gry gotowe na dzień premiery, ale Sega zdecydowanie nie jest jedną z nich".

Zdaniem przedstawiciela koncernu, Wii wymaga kreatywności i szybkiego myślenia, aniżeli ulepszania poprzednich gier i przenoszenia ich z innych platform. W jego opinii, wiele firm może mieć problemy ze sprostaniem takim wymogom. Nie ukrywał też, że Sega bardzo blisko współpracuje z Nintendo i ceni sobie sposób w jaki partner zamierza "skończyć z wyścigiem polygonów i zaprzestać walk o technologie".

Większość firm - jego zdaniem - dopiero na E3 zauważyło potencjał drzemiący w Wii i zdało sobie sprawę, że ignorowanie Nintendo było gigantycznym błędem. Kolejnym krokiem wstecz była myśl o powielaniu porażek z przeszłości, porównując nową generację konsoli do poprzedniej, w której GameCube przegrał rywalizację z konsolami Xbox i PS2.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy