Szok zamiast smaku

Restauracje świata nie kuszą już tylko wybornymi daniami, eleganckim wystrojem i kulturalnymi kelnerami. Starają się jak najbardziej udziwnić menu, sposób podawania i wystrój lokalu.

- Ciemność, widzę ciemność! Ciemność widzę! - krzyczy John, wchodząc do restauracji Dans le Noir na 30-31 Clerkenwell Green w Londynie. John nigdy nie oglądał "Seksmisji", ale zdanie wypowiedziane przez filmowego Maksa samo ciśnie się na usta.

- Proszę stanąć w rządku. Prawą rękę położyć na ramieniu osoby z przodu. I teraz idziemy. Pan niech trzyma się mojego ramienia. W ten sposób prowadzi gości do stolików niewidomy Roberto - jeden z kelnerów restauracji Dans le Noir.

W restauracji Taniec w Ciemnościach (bo tak należy tłumaczyć jej nazwę) obowiązuje jedyna reguła - nie wolno używać światła, nawet z telefonu komórkowego. Efekt jest taki, że goście jedzą w absolutnej ciemności. Nie mają pojęcia, co znajduje się na ich talerzach. Obsługiwani są przez niewidomych i niedowidzących. Klienci siadają przy jednym stole, co sprzyja rozmowom podczas jedzenia. - Pierwsze wrażenie jest przerażające - opowiada jedna z internautek, która miała okazję stołować się w Dans le Noir. - Nie masz kontroli nad tym, co robisz. Potem jednak jest świetnie do tego stopnia, że nie chce się wyjść na światło dzienne.

Reklama

Podobnych opinii można znaleźć dużo więcej. Londyńczycy są zachwyceni. Aby wybrać się w weekend do knajpy, trzeba zamówić stolik minimum dwa tygodnie wcześniej. Właściciele cieszą się i dodają, że jedzenie po ciemku otwiera nowe doznania smakowe. Wiadomo przecież, że wyłączenie jednego ze zmysłów potęguje inne.

Różnorodny Londyn

Dans le Noir w Londynie tak naprawdę nie jest żadną nowością. Pierwsza restauracja o tej samej nazwie powstała na 51 Quincapoix w Paryżu. Właśnie popularność paryskiej knajpy zachęciła do otworzenia takiej samej w Londynie. - Jedzenie po ciemku jest kolejnym pomysłem, który ma na celu przyciągnięcie klienteli - twierdzi Robert Makłowicz, prowadzący program telewizyjny "Podróże kulinarne Roberta Makłowicza". - Jest to chwyt marketingowy. Słyszałem o amerykańskiej restauracji, która słynęła ze swych kelnerów. Obsługa była po prostu chamska: pluła do zupy, wrzeszczała na klientów. Jednak Amerykanie walili tam drzwiami i oknami.

Jedzenie zupy, w którą napluł kelner, nie jest najlepszym pomysłem, ale nietypowych knajp powstaje coraz więcej. Do tego zmusza stale rosnąca konkurencja. Najlepiej widać to w mekce wielbicieli restauracji - Londynie. Spróbować tam można jedzenia z dosłownie każdego zakątka świata. Taka różnorodność z jednej strony pozwala wszystkim na rozwój, ale z drugiej wymaga od restauratorów coraz nowszych pomysłów.

I tak na 110 Whitfield Street mieści się restauracja Archipelago, której ciemny wystrój, inspirowany praktykami voo-doo, zestawiono z krwistoczerwonymi ścianami. Nie brakuje nawet palm prosto z Karaibów. Kelnerzy odnoszą się do swych klientów bardzo osobiście i przy każdym daniu opowiadają historię potrawy. Nie ma się czemu dziwić, bo serwują tam krokodyle w winie, na przemian z kangurami. Jedną z przystawek jest rolada z szarańczy lub małpie gruczoły na ciepło. Nie przeszkadza to Archipelago być jedną z pięciu pięciogwiazdkowych restauracji w Londynie.

Równie interesujące menu posiada St John na 26 St John Street. Z pozoru wygląda na jedną z wielu knajp w Londynie. Pozory jednak zwykle mylą. Jej kucharz, Fergus Henderson, serwuje tam części mięsa, jakiego nigdzie indziej raczej nie spróbujemy. Możemy zakosztować pieczeni ze szpiku kostnego z pietruszką czy serca wołu. Mimo dziwacznego menu trzeba przyznać, że smakuje wybornie.

W chińskiej restauracji Hunan na 51 Pimlico Road nie ma menu. Dania podawane są wedle uznania kelnerów w małych porcjach, ale bardzo różnorodnych. Średnio klient jednego wieczoru jada około 15 dań. Do wyboru gościa pozostaje jedynie trunek.

Świeżo, nago i sushi

W Stanach Zjednoczonych już w latach 70. starano się przyciągnąć klientów udziwnionym wystrojem, menu lub kelnerami. W Chicago istniała knajpa o nazwie Seafood Circus. Kelnerki przebrane były za klownów. Chodziły w szerokich spodniach, wielkich butach i z czerwonymi nosami. Wystrój przypominał cyrkowy namiot. Podawano wyłącznie ryby, a na ścianach wisiały tablice anatomiczne podwodnych mieszkańców. Goście mogli w każdej chwili sprawdzić, jaką część ryby właśnie mają na talerzu.

Jeśli już jesteśmy przy rybach, to w Alabamie, 75 mil na zachód od Montgomery, mieści się restauracja do przesady dbająca o świeżość swoich produktów. Kucharz na oczach klienta wyciąga z wody żywą rybę, zabija, patroszy i przyrządza. Jedynie żywe stworzenie może być świeższe. I z tym nie ma problemu.

W książce "W domu Smoka" Włodzimierz Kalicki opisuje, jak w Chinach jadł żywe krewetki. Na suto zastawionym stole stało wielkie akwarium pełne zwierząt i sake. Pałeczkami wyciągało się stworzenia i szybko przegryzało. Jeżeli nie zrobiło się tego dość sprawnie, krewetka zaczynała szybko wić się w ustach.

Świeżość produktów jest tylko jednym ze sposobów przyciągnięcia klienta. W mieście Kunming, stolicy prowincji Yunan w Chinach, otworzono restaurację Yamato Wind Village. Chcąc przybliżyć Chińczykom kulturę japońską, serwują tam sushi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo na całym świecie jada się sushi, ale akurat tam surową rybę podają na ciele nagich kobiet. Każdy podchodzi i wybiera sobie porcję. Możemy tylko zgadywać, z jakiej części ciała najszybciej znikają potrawy.

Na polskiej ziemi

Jeśli chodzi o japońskie sushi to często jest podawane na łódeczkach, które poruszają się dzięki strumieniowi wody puszczonej w specjalnej rynnie. Tak to przynajmniej wygląda w Sakana Sushibar przy ul. Moliera 4/6 w Warszawie. Goście siedzą przy jednym stoliku, a dania pływają w kółko. Każdy sięga po to, na co ma ochotę i na co mu pozwala kieszeń. Kolorowe talerzyki oznaczają różną cenę.

Do polskich nietypowych knajp możemy zaliczyć też warszawskich Śpiewających Kelnerów (ul. Smocza 27). Zatrudniona obsługa śpiewa, aby umilić gościom posiłek. - W Krakowie sławna jest - opowiada Maciej Kuroń, znany kucharz i smakosz - pewna ciekawa forma podawania posiłku. W środku nocy, gdy wszystkie lokale są już zamykane, pod rynek podjeżdża stara nyska. Właściciele wypakowują grilla, na którym przygotowują kiełbasy. Już gotowe wsadzają w wielkie bułki i mocno polewają musztardą i ketchupem. Do tego kupić trzeba tanią oranżadę i najedzony jesteś po uszy. W kolejce po te "dobroci" ustawia się cała śmietanka Krakowa.

KOLACJA W DANS LE NOIR
• Dans le Noir, 30-31 Clerkenwell Green EC1R0DU w Londynie. Rezerwacja tel. 020 7253 1100, faks 020 3217 2072, booking@danslenoir.com. Więcej informacji: www.danslenoir.com
• Dans le Noir, 51 Quincapoix 75004 w Paryżu. Rezerwacja tel. 01 42 77 98 04, faks 01 42 77 98 07, info@danslenoir.fr. Więcej informacji: www.danslenoir.com

Stefan Wroński

Od krakowskiej redakcji INTERIA.PL: Kiełbaski z nyski sprzedawane są zawsze (z wyjątkiem niedziel) w tym samym miejscu - pod Halą Targową przy ul. Grzegórzeckiej. Nie są pakowane w bułki, a podawane na tacce, z bułką obok. Reszta się zgadza :-)

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: wystrój | goście | jedzenie | restauracja | sushi | ciemność | menu | john | szok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy