Szklana kula kung-fu

Ostatni dzień. Trudno sobie to tak naprawdę wyobrazić. Wsiąknęliśmy w klimat wioski, w rytm ćwiczeń i zwyczaje świątynne. Trochę jakby jesteśmy stąd.

Przyglądam się tym paru zaledwie dniom spędzonym tutaj i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdzieś kiedyś wyczytałem z książek tą atmosferę. Sięgam pamięcią po Conrada, po Lowry'iego. Widzę tutaj ich bohaterów, zagubionych uciekinierów ze świata naszego, próbujących odnaleźć się w tym innym, egzotycznym, pełnym obietnic, ale i smutku tropików.

Sklepo-klub

Blisko hotelu mamy takie miejsce. Sklep, knajpka, klub... ćmy i komary z okolicy zlatują się do najbardziej rozświetlonej lampy. Schodzą się tutaj również ludzie. Siadają na dziecinnej wielkości stołeczkach, gadają, grają w karty, popijają piwo. Wielu miejscowych, z których każdy używa trzech słów po angielsku oraz rozbitkowie, białe twarze, typy poszukujące, błędni rycerze.

Reklama

Litwin nazywany przez miejscowych Ice Dragon (nie ze względu na gigantyczny wzrost, ale na ilość pochłanianych dziennie lodów), Jerome z Francji, no i my. Dziwna mieszanka. Pijemy tu piwo, miejscową wódkę, pojadamy snacki i gadamy o... kung-fu. Wszystko tutaj obraca się wokół kung-fu.

To jest naprawdę szokujące, ale właśnie kung fu organizuje tutaj cały świat. Jest osią. Z każdego zakątka dobiegają krzyki ćwiczących. Przez ulicę przebiegają kilkunastoosobowe grupy młokosów pokrzykujących bojowo za swoim sifu. Na niechlujnie rozrzuconych wokół domów materacach odbywa się nieustanny pokaz akrobatyki i rzutów. Nawet telewizory poddają się, świecąc filmami, gdzie zamiast tekstów, fruwają pięści i stopy.

Jak na męskich imprezach

Goście naszego knajpo-sklepu, po dwóch piwach wstają od stołu i zaczynają demonstrować skomplikowane układy i ciosy. Chwilami czuję się jak na męskich imprezach z czasów moich nastoletnich, gdy każdego dnia wracałem z treningu, a gdy spotykałem się z kolegami, rozmawialiśmy wyłącznie o tym, czego się nauczyliśmy.

Shaolin wygląda jak galaktyka, dla której obecność innych światów potwierdzają jedynie turyści zjeżdżający do świątyni żółtymi meleksami. Handlarze ze straganów, chociaż krzykliwi, nie przenikają do tego świata.

Tutaj się nadal tli wspomnienie Dharmy. Są ludzie, którzy podążają własną ścieżką, pełną wyrzeczeń, wysiłku, samozaparcia. I nawet jak jest w tym coś niedojrzałego, to ma to siłę i można to szczerze polubić.

Główny Łaziebny

Czytasz relację z wyprawy śladami Bruce'a Lee - zobacz więcej

Już dzisiaj możesz kupić bilety na spektakl "Wejście Smoka. Trailer" w krakowskim teatrze Łaźnia Nowa - sprawdź szczegóły

Łaźnia Nowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy