"Towarzyski" seksbiznes

Z agencjami towarzyskimi i prostytucją jest u nas tak, jak było z benzyną w stanie wojennym: paliwa nie było, a wszyscy jeździli, aż się kurzyło.

Określenie "agencje towarzyskie" przyjęło się w Polsce po 1990 roku i zrobiło prawdziwą karierę. Mówi się o nich z uśmiechem i przymrużeniem oka, bo i tak wszyscy wiedzą doskonale o co chodzi i co się za tym enigmatycznym określeniem kryje. Agencje towarzyskie (czytaj: domy publiczne) nieźle sobie radzą w polskim kapitalizmie i skutecznie odpierają wszelkie zakusy wszelkich likwidatorów. Są też i tacy, którzy twierdzą, że nie trzeba likwidować, ale "cywilizować" i umieścić w ramach systemu. Kto ma rację?

Reklama

Tak jak warzywniak

Tzw. agencja towarzyska jest prawnie zarejestrowaną formą działalności gospodarczej, instytucją wynajmującą, oczywiście za odpowiednią opłatą, osoby różnej płci do towarzystwa, hostessy na przyjęcia, osoby świadczące usługi masażu erotycznego itp.. Tak - oczywiście w największym skrócie i oficjalnie - odpowiadają miejscy urzędnicy, gdy zapytać ich o agencje. Przy okazji jest zawsze przymrużenie oka i znaczący uśmiech.

Chcąc stać się właścicielem agencji towarzyskiej wystarczy wypełnić najzwyklejszy dokument zgłoszenia do ewidencji działalności gospodarczej i to właściwie wszystko. Wymagany kapitał? Tyle złotówek, ile trzeba na wykupienie znaczków opłaty skarbowej. Lokal? Adres agencji może być adresem jej właściciela, a jeżeli agencja nie posiada stałego miejsca działalności, świadczy usługi w domach klientów lub innych miejscach przez nich wskazanych, wówczas właściciele w odpowiednim punkcie wniosku wpisują: "obszar kraju". Dlatego też trudno jest policzyć działające agencje lub firmy pokrewne (np. "salony" masażu erotycznego czy też ekskluzywnego - bo i takie nazwy się spotyka), bowiem zgłoszona działalność obejmuje kilka lub kilkanaście dziedzin.

Prawo sobie, życie sobie...

Polskie prawo nie karze za prostytucję. Karane jest nakłanianie innej osoby do uprawiania prostytucji - stręczycielstwo, czerpanie korzyści z prostytucji - sutenerstwo oraz ułatwianie komuś uprawiania prostytucji celem osiągnięcia korzyści majątkowej - kuplerstwo. To wszystko znajduje się w kodeksie karnym. Gdyby prawo było przestrzegane, to wszyscy właściciele agencji towarzyskich powinni zostać oskarżeni przynajmniej o dwa ostatnie przestępstwa. Według prawa działanie przestępcze polega również na doprowadzaniu do osób trudniących się prostytucją, wskazywaniu ich adresów, utrzymywaniu domów schadzek, pobieraniu wynagrodzenia za oddanie pomieszczenia, pośredniczeniu, namówieniu, sprowadzeniu, ułatwieniu spotkania itp. Warunkiem karalności jest, aby działania te były podjęte w celu osiągnięcia korzyści majątkowych.

Gdyby sprawę potraktować poważnie, to odpowiadać sądownie powinny drukujące "agencyjne" ogłoszenia gazety, rozdający wizytówki taksówkarze, a nawet osoby wynajmujące agencjom swoje domy.

Podobnie jak w wielu innych dziedzinach życia, rodzime prawo nie nadąża za rozwojem biznesu uciech cielesnych, toteż oczywiste jest, że trudno szukać w kodeksach agencji towarzyskich, salonów masażu erotycznego, klubów go-go itp. - Jeżeli nie zostaje popełnione przestępstwo - nie ingerujemy w działalność tego rodzaju przybytków, choć nie ukrywam, że dla prawnej klarowności trzeba by coś z tym zrobić - mówią prokuratorzy. - Ale ustawodawca od długiego czasu jakoś stara się nie zauważać problemu.

Legalnie znaczy...

Wielu prawników jest zdania, że wzorem wielu innych krajów Unii Europejskiej należałoby taką działalność zalegalizować. Nie dziwi fakt, że tego samego zdania są osoby prowadzące agencje.- Z agencjami towarzyskimi i prostytucją jest u nas tak, jak z benzyną w stanie wojennym: paliwa nie ma, a wszyscy jeżdżą, aż się kurzy - twierdzi Jolanta Roszkiewicz de Blieck, właścicielka warszawskiej agencji towarzyskiej.

Za legalizacją agencji towarzyskich, czyli de facto prostytucji optował również były Rzecznik Praw Obywatelskich, prof. Andrzej Zoll: - (...) Mamy tu do czynienia z wielką hipokryzją. Mówimy o agencjach towarzyskich, o działalności handlowo-usługowej na gruncie ustawy o działalności gospodarczej, podczas gdy mamy tutaj ukrytą formę domów publicznych i w związku z tym jest to właśnie forma działań karalnych, przewidzianych w kodeksie karnym (...) - mówił profesor Zoll w jednym z wywiadów radiowych. - Trzeba się zdecydować: albo skreślmy te przepisy z kodeksu karnego i mówimy, że w takim razie domy publiczne są legalne, albo stosujmy prawo. Ten stan, który jest obecnie, jest stanem absolutnie niezgodnym z porządkiem prawnym. Ja byłbym za zalegalizowaniem i postawieniem sprawy jasno.

Irena Dawid-Olczyk z Fundacji La Strada, która zajmuje się zjawiskiem prostytucji kobiet, twierdzi, iż trudno nie zauważyć, że ostatnio w Polsce nastąpił nie tylko wzrost prostytucji, ale i społecznej akceptacji dla niej. Posłanka ubiegłej kadencji Sejmu, Joanna Senyszyn, dość często lansowała w mediach pogląd, że prostytutki w Polsce powinny legalnie się ubezpieczać i opłacać składki.

Tego typu głosów jest znacznie więcej. Przed kilku laty, w ramach programu Polaków Portret Własny, przeprowadzono badania, z których wynika, że 50 proc. kobiet i 79 proc. mężczyzn jest przekonanych, że agencje towarzyskie powinny działać całkiem legalnie, zgodnie z przepisami obowiązującego u nas prawa, czyli że należałoby zalegalizować czerpanie korzyści z nierządu. Zdaniem zwolenników, po legalizacji prostytucja przystałaby być zjawiskiem kryminogennym. Państwo zyskałoby kontrolę nad osobami prostytuującymi się, ich liczbą, zdrowiem oraz... wzbogaciłoby się z racji opodatkowania prostytutek.

A może zwalczać?

Z drugiej strony jest również wielu przeciwników takiego poglądu, są też zwolennicy "twardej linii" chcący karać za samą prostytucję, choć ten wniosek wydaje się być nierealny, bowiem już od 1952 roku w Polsce obowiązuje abolicjonizm wynikający z faktu podpisania przez nasz kraj międzynarodowej konwencji w sprawie handlu i eksploatacji prostytucji.

Za zwalczanie agencji towarzyskich, czyli faktycznie prostytucji wzięto się ostro w Warszawie w roku 2004, czyli za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. - Patrzę na to jako na pewną patologię społeczną, z którą trzeba walczyć przede wszystkim przez walkę z sutenerami. Jestem przeciwnikiem karania samej prostytucji - przekonywał ówczesny prezydent Warszawy.

Kiedy Lech Kaczyński zapowiedział, że chce wyrzucić z centrum miasta agencje towarzyskie raczej nie wróżono powodzenia tej akcji, ale miasto znalazło sposoby na nękanie agencji, wykorzystując do tego celu przepisy prawa budowlanego i o działalności gospodarczej. Lucjan Bełza, ówczesny dyrektor miejskiego biura bezpieczeństwa w warszawskim magistracie chwalił się, iż wzięto "pod lupę" 126 agencji, w których przeprowadzono 244 kontrole i udało się zamknąć 53 przybytki na terenie miasta.

Zdaniem obserwujących tę batalię mediów sukces był chwilowy, bowiem agencje zmieniły adresy, zostały zarejestrowane na inne osoby i dalej sobie spokojnie działały, a nawet trochę ich przybyło.

Biznes to biznes

- To jest biznes jak każdy inny i nie ma co nad tym wydziwiać. Przecież gdyby nie było zapotrzebowania, to takie firmy by nie powstawały. Nikt tu na siłę nikogo nie ciągnie, nikt nikogo nie zmusza, żeby w agencji pracował. Chętnych dziewczyn mamy nadmiar, a klienci to umawiają się na telefon, żeby nie czekać w kolejkach. Tylko prawo mamy durne i interes trzeba prowadzić "pod przykrywką", choć każdy wie, o co chodzi - mówią właściciele agencji. - Od strony prawnej nikt nam nie może nic zrobić, więc bywa, że tu i ówdzie władze miejskie próbują sposobów administracyjnych, ale słabo im to idzie.

Czy od strony prawnej nic nie można zrobić? - Raczej nie - twierdzą prawnicy. - Karać można za kuplerstwo czy sutenerstwo, ale przecież właściciel agencji zawsze może powiedzieć, że dziewczyna była do towarzystwa, za jej towarzystwo klient płaci, a co ze sobą robili to już ich prywatna sprawa. Są dorośli i wolno im.

Jak biznes to i podatki, więc do agencji towarzyskich i firm zajmujących pokrewnymi działaniami swoje zastrzeżenia powinien mieć także fiskus. Nikt nie ukrywa, że obraca się tam dość sporymi pieniędzmi, a w skali całego kraju są to zawrotne sumy. Nasuwa się więc prosty wniosek, że działalność agencji powinna zostać zalegalizowana i wtedy można by kontrolować finanse. - U nas pokutuje jakiś dziwny wstyd, że z "tych" rzeczy państwo nie może zasilać budżetu - mówi specjalista od finansów publicznych. - A niby dlaczego nie? Może powinna być to forma lokalnych podatków i przynajmniej samorządom przybyłoby trochę pieniędzy w budżecie. W wielu krajach UE tak się dzieje, więc u nas też by można. Ale odzywa się ta nasza podwójna moralność.

A ty jesteś za legalizacją prostytucji?

Ireneusz Kutrzuba

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: paliwa | Biznes | korzyści
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy