W walce z rakiem inwazja nie zawsze dobra

Operacje, których celem jest usunięcie raka prostaty, mogą być odraczane w czasie bez wzrostu ryzyka śmierci - wykazały wyniki nowych badań.

Wraz z pojawieniem się urządzeń do prześwietlania prostaty wykrywalność niewielkich guzów na prostacie znacznie wzrosła. Zastosowanie na szeroka skalę specyficznego antygenu prostaty ( PSA), prócz możliwości rozpoczynania wczesnej agresywnej terapii guzów złośliwych spowodowało, że był on także wykorzystywany do leczenia guzów łagodnych, niezagrażających życiu pacjenta.

Ten problem będzie dotyczyć 1 na 10 z nas

Zdaniem profesora Martina Sanda z Harvardu, który jest głównym autorem artykułu opublikowanego w "Journal of Clinical Oncology", nie powinno tak być.

Reklama

Sanda i jego współpracownicy przeprowadzili długoterminowe, szeroko zakrojone badania tego zagadnienia.

Od 1986 roku monitorowali stan zdrowia ponad 51 tys. mężczyzn - uczestnicy badania zobowiązali się co dwa lata wypełniać obszerne kwestionariusze zdrowia.

Między 1986 a 2007 rokiem spośród mężczyzn z grupy kontrolnej zanotowano 3331 przypadków zachorowania na raka prostaty.

342 z nich (ponad 10 proc.) zdecydowało się na odroczenie agresywnej terapii nowotworu na rok, 5 lub 10 lat. Ponad połowa nie podjęła leczenia do czasu zakończenia badań w 2007 roku.

Odsetek zgonów nie różnił się znacznie

Okazało się, że odsetek zgonów wśród pacjentów, którzy mieli guza łagodnego i nie podjęli terapii, był niższy niż wśród tych, którzy mieli łagodnego guza i zdecydowali się na operację lub radioterapię.

- Nie jest to jednak statystycznie bardzo znacząca różnica - twierdzi Sanda.

Jego badania sugerują przede wszystkim, że agresywna terapia, która radykalnie zmienia życie chorego, powinna być skierowana do osób z grupy większego ryzyka, nie dla tych z guzami niezłośliwymi, które początkowo powinny być tylko obserwowane.

AFP, KP

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inwazja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy