Polska w ogonie Europy. Dlaczego się nie leczymy?

Depresji - jak każdej innej choroby - nie trzeba się wstydzić /123RF/PICSEL
Reklama

Pod względem dostępu do opieki psychiatrycznej wyprzedzamy w Unii Europejskiej jedynie Bułgarię. Fachowców jest mało, a na wizytę czekamy nawet pół roku. O ile, oczywiście, zechcemy wysłuchać porad specjalisty, bo wyprawa do gabinetu psychiatry czy psychologa to dla wielu Polaków wciąż zbyt silny powód do wstydu, żeby się na nią skusić.

23 lutego w Ogólnopolskim Dniu Walki z Depresją zainaugurowana została szósta już edycja kampanii społecznej "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję". Tym razem jej organizatorzy starają się obalić stereotypy związane z pracą psychiatrów i psychologów.

O mitach i lękach związanych z leczeniem psychiatrycznym, fatalnym dostępie do specjalistów i skutkach tego, że nie leczymy się tak, jak powinniśmy, rozmawiamy z dziennikarką i psycholożką Anną Morawską-Borowiec, pomysłodawczynią akcji.

***

Dariusz Jaroń, Interia: Dlaczego obawiamy się wizyty u psychiatry i psychologa?

Reklama

Anna Morawska-Borowiec: Bo nie wiemy, czego się spodziewać. Z zawodami tymi związane jest silne tabu i cała masa stereotypów. Ludzie mylą też psychiatrów i psychologów. To dlatego ambasadorami obecnej edycji kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję" są właśnie lekarze psychiatrzy - prof. Piotr Gałecki, dr hab. Barbara Remberk, prof. Agata Szulc, dr Dariusz Wasilewski, a także psycholodzy - Jolanta Zmarzlik, Anna Sokołowska, Maja Filipiak i ja.

Jaki jest cel szóstej już edycji akcji?

- Umieszczając nasze wizerunki na billboardach znajdujących się w największych polskich miastach pokazujemy "ludzką" twarz psychologów i psychiatrów. Jesteśmy normalnymi, miłymi ludźmi, a co najważniejsze, mamy wiedzę dotyczącą tego, jak pomóc m.in. osobom zmagającym się z depresją. Hasło tej edycji kampanii brzmi: "Lekarz psychiatra i psycholog pomogą Ci uporać się z depresją. To żaden wstyd skorzystać z pomocy tych specjalistów".

Z jakimi stereotypami dotyczącymi pomocy psychiatrycznej i psychologicznej najtrudniej się rozprawić?

- Tych stereotypów jest bardzo dużo. Podam trzy przykłady tych, które koniecznie trzeba obalić. "Psychiatra to lekarz dla wariatów" - okropny stereotyp, krzywdzący zarówno dla psychiatry jak i jego pacjentów. Psychiatra jest normalnym lekarzem, zapisuje leki, które mają pomóc skutecznie uporać się z chorobą. Jedni biorą leki antydepresyjne, inni insulinę, dlatego depresję powinniśmy postrzegać nie jako coś dziwnego, tylko jako jedną z wielu chorób.

- Jeśli mówimy o lekach, to mamy kolejny stereotyp: "Leki antydepresyjne zmienią moją osobowość". To oczywiście nie jest prawdą. Warto przypomnieć, że antydepresanty nowej generacji nie uzależniają, są bezpieczne, ale zaczynają działać dopiero po dwóch tygodniach, dlatego do tego leczenia trzeba uzbroić się w cierpliwość. Trzeci stereotyp dotyczy mojego zawodu: "Psycholog to magik, który jakąś manipulacją wyciągnie moje tajemnice". Zapewniam, że psycholodzy nie mają magicznej kuli ani rentgena i nie wyciągają trikami żadnych informacji.

A czego dowiadujecie się o pacjencie?

- Wiemy tylko tyle, ile pacjent chce nam powiedzieć. Ponadto wszystkie informacje, których nam udziela, objęte są tajemnicą zawodową. Tak samo jak historia choroby.

Czy mężczyźni mają szczególny problem ze zwróceniem się po specjalistyczną pomoc?

- Niestety, tak właśnie jest. Wielu mężczyzn uważa, że zwrócenie się po pomoc jest oznaką słabości, a chcą być postrzegani przez pryzmat swojej siły. Od mężczyzn oczekuje się, że będą odpowiedzialni i pracowici; że będą stać na czele rodziny. Obowiązujące w społeczeństwie normy silnie ich obciążają, dlatego kiedy pojawi się depresja, nie wszyscy mężczyźni podejmują leczenie.

Czym to skutkuje?

- Chociażby tym, że to właśnie mężczyźni dominują w statystykach dotyczących samobójstw. Mam kolegę, który depresję postanowił - jak on to nazywa - "leczyć" whisky. Nie chce słyszeć o lekach antydepresyjnych. Depresji bardzo często współtowarzyszy uzależnienie od alkoholu i dotyczy to przede wszystkim mężczyzn. Schemat jest zwykle podobny. Pojawia się problem, załamanie. Sięga się po alkohol, który krótkoterminowo poprawia nastrój, ale nadużywany jest toksyczny, uzależniający i wpływa na obniżenie samopoczucia.

Jesteśmy w tyle pod względem statystyk dostępu do psychiatry w Unii Europejskiej. Jakie kryje się za tym zagrożenie?

- "W tyle" to bardzo delikatnie powiedziane. Pod względem dostępności do psychiatrów zajmujemy przedostatnie miejsce w UE i jesteśmy o krok od zajęcia niechlubnego ostatniego miejsca. Mamy zaledwie 90 psychiatrów na milion mieszkańców. Gorzej jest tylko w Bułgarii - 76 psychiatrów. Dla porównania w Finlandii jest ponad 200 psychiatrów na milion mieszkańców, podobnie jak w większości krajów unijnych. W Polsce mamy nieco ponad cztery tysiące psychiatrów, a powinniśmy mieć co najmniej drugie tyle. Jeszcze bardziej dramatycznie sytuacja wygląda w psychiatrii dziecięcej.

Co to znaczy?

- W Polsce pracuje zaledwie 402 psychiatrów dziecięcych. Dla porównania tylko na depresję - jedną z chorób psychicznych - leczy się ponad osiem tysięcy dzieci i młodzieży. Efekt jest taki, że w kolejce do psychiatry dziecięcego trzeba czekać nawet pół roku. Podobne kolejki są do psychiatrów dla osób dorosłych i do psychologów. Mamy w Polsce 75 tysięcy psychologów, psychologów klinicznych i psychoterapeutów, a w ramach publicznej służby zdrowia zatrudnia się tylko niespełna dziewięć tysięcy z nich. Stąd wydłuża się czas oczekiwania na wizytę.

- Trzeba pamiętać, że osoba zmagająca się z depresją nie może czekać w tak długiej kolejce. To choroba śmiertelnie niebezpieczna z powodu towarzyszących jej myśli samobójczych. I dotyka, niestety, coraz więcej osób - obecnie około dwóch milionów Polaków. Nie możemy dłużej czekać z reanimacją polskiej psychiatrii. Statystyki dotyczące samobójstw stawiają Polskę w ogonie Europy.

***

Zobacz również:

Depresja u mężczyzn. Nieleczona może być śmiertelna

Kiedy mężczyzna choruje na depresję poporodową

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy