Windsurfing to woda, wiatr i człowiek

O miłości do wody, deski i żagli oraz podróżniczej pasji rozmawiamy z Dorotą Staszewską, czterokrotną mistrzynią świata w Formule Windsurfing.

Stefan Wroński: - Gdy pani zaczynała pływać na windsurfingu, sport ten nie był popularny w Polsce. Co sprawiło, że zainteresowała się pani deską z żaglem?

Dorota Staszewska: - Pierwszy był mój starszy brat, który pod koniec lat 80. zobaczył kogoś na desce i zapragnął też tak pływać. Ja zaczęłam niedługo po nim, mając 11 lat. Wtedy windsurfing wyglądał zupełnie inaczej.

- No właśnie, jak?

- Pierwsze deski były znacznie dłuższe i cięższe. Podobnie było z żaglami, które bardzo ciężko wyciągało się z wody. Dostępny sprzęt był tylko w różnego rodzaju klubach żeglarskich. Aby mieć coś z wyższej półki, trzeba było myśleć o sprowadzeniu z Zachodu. Na pewno nie było tak prosto jak dzisiaj. Teraz sprzęt jest relatywnie tańszy niż wtedy. Deski są lżejsze i znacznie lepsze.

Reklama

- Zmiany następowały powoli czy raczej nagle?

- Cały czas coś się zmieniało, ale jakieś pięć, sześć lat temu dokonała się duża ewolucja w sprzęcie. Deski zaczęły być bardzo szerokie i materiały lżejsze. Myślę, że przełom można datować na 2000 rok. Efekt jest taki, że dzisiaj nawet 5-, 6-letnie dzieci mogą uczyć się tego sportu.

- Myślałem, że windsurfing to sport ekstremalny?

- Amatorski windsurfing, uprawiany z rozwagą w miejscu takim jak Półwysep Helski, jest jak najbardziej dla wszystkich i moim zdaniem nie jest sportem ekstremalnym, chyba że w zimie przy niskich temperaturach. Jest to też oczywiście sport wyczynowy, a wyczyn jest prawie zawsze sportem ekstremalnym. Na mistrzostwach świata czy Europy sportowiec musi przejść samego siebie. To są wysiłki, które często kosztują dużo zdrowia. Sama jestem takim przykładem: po szesnastoletniej przygodzie z wyczynem musiałam zrezygnować z dalszych startów z powodu problemów z kręgosłupem.

- Wielu ludzi postrzega windsurfing właśnie jako sport ekstremalny. Podejrzewam, że większość miłośników tego sportu właśnie tym się fascynuje.

- Trudno się z tym nie zgadzać, skoro windsurfing może zapewnić niesamowite przeżycia. Przede wszystkim wspaniała prędkość, możliwe do wykonania ewolucje. Mnie jednak najbardziej pociąga oderwanie się od lądu. Człowiek pływa na wodzie w różnych pięknych miejscach. Wiążą się z tym podróże, odkrywanie cudownych zakątków świata. Nawet pod Warszawą nad Zalewem Zegrzyńskim, nie używając żadnego motoru, bez spalin, można odkryć wspaniałe miejsca. Jest tu niezależność, wyciszenie. Bliski kontakt z naturą z dala od zgiełku i codzienności. Porównywalne jest to do nart, yogi - charakteryzujących się ciszą. Windsurfing to woda, wiatr i ty. To jest najważniejsze.

- Podczas 16-letniej kariery zwiedziła pani wiele wspaniałych miejsc. Gdzie się pani najlepiej pływa?

- Na Hawajach. Fantastyczne warunki, wieje tam cały rok. Jest też wielu bardzo dobrych windsurferów. Ważne jest, aby pływać z kimś dobrym, bo dzięki temu robi się szybsze postępy.

- Nasz Bałtyk nie może się nawet równać ze światem...

- Bałtyk jest naprawdę piękny, szczególnie na początku sierpnia. Piękne plaże, które mnie kojarzą się z dziką naturą. Na świecie plaże zwykle są skomercjonalizowane, a u nas na szczęście jeszcze tak nie jest. Bałtyk to trudne miejsce do żeglowania, fala jest trochę stroma i ciężko o odpowiednią pogodę. Znakomite warunki do nauki windsurfingu panują na Helu. Pod tym względem nasz półwysep jest ewenementem na skalę światową.

- Mówiąc o trudnych warunkach, zastanawiałem się, czy nie boi się pani czasami stanąć na desce?

- Staram się pokonywać wewnętrzne bariery. Chociaż czasami, patrząc na pogodowe warunki, można odczuć pewien dyskomfort psychiczny.

- Czy windsurfing jest tylko sportem?

- To styl życia. Windsurfing wzbogaca życie. Pływając na desce, jesteśmy w stanie odciąć się od wszystkiego. Zapomnieć o problemach.

Rozmawiał Stefan Wroński

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: Morze Bałtyckie | wody | sport | wiatr | woda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy