Parkour na legalu

Parkour narodził się na ulicy, teraz doczekał się swoich mistrzostw świata.

Ten sport, lub jak chcą inni - forma sztuki, powstał na przedmieściach Paryża w latach osiemdziesiątych. Stał się sławny dzięki takim filmom, jak wyprodukowane przez Luca Bessona "Yamakazi" i "13 dzielnica" czy ostatni odcinek przygód Jamesa Bonda - "Casino Royale", który otwiera spektakularny pościg agenta 007 za mistrzem wolnego biegania po mieście.

Bohaterowie tych filmów swoje ponadprzeciętne umiejętności wykorzystują głównie do ucieczek przed policją (choć często to oni są ci dobrzy a policja zła), ale w parkourze chodzi przede wszystkim o coś innego: sztukę jak najszybszego przemieszczenia się z punktu A do punktu B. Efektowne ewolucje, które w parkourze są środkiem do celu, we freerunie stają się celem. Jeśli przyjmiemy to rozróżnienie (które dla samych zainteresowanych jest podstawą do ideologicznych sporów i dyskusji) - musimy piowiedzieć, że w Londynie będą się odbywać mistrzostwa świata w wolnym bieganiu.

Reklama

Biegacze w stylu wolnym z całego świata zbiorą się w środę w Londynie i sprawdzą swoje umiejętności na zaaranżowanym torze, który zmusza do wykonania takich sztuczek jak salto z balkonu czy skok z jednego budynku na drugi.

Mistrzostwa zorganizowano, by przyciągnąć uwagę, ale sami zawodnicy podkreślają, że parkour na pewno szybko nie dołączy do sportowego mainstreamu. - Wolne bieganie nie znajdzie się w programie olimpiady, która ogólnie reprezentuje sobą bardzo zesztywniały sposób myślenia - mówi EZ, Brytyjczyk, który jest głównym organizatorem imprezy.

- Na naszych mistrzostwach nie będzie sędziów ubranych w garnitury. Sami biegacze będą się oceniać - podkreśla EZ. Głównym kryterium będzie "flow".

Chociaż dla EZ ulice miasta to "raj dla parkourzystów", to wydarzenie, sponsorowane przez kilka międzynarodowych marek, odbędzie się w zamkniętym pomieszczeniu. Przyjadą między innymi wolni biegacze z Brazylii, Południowej Afryki, Turcji i Stanów, a organizatorzy mają nadzieję, że widzowie zapłacą 20 funtów (25 euro) za oglądanie sportu, który mogą zobaczyć za darmo na ulicy.

Cali, 27-latek z Francji, jest jednym z tych, którzy zdecydowali się wziąć udział w zawodach (wielu ptraucerów uważa, że filozofia parkouru kłóci się z wzięciem udziału w rywalizacji sportowej). Trenował taekwondo i tańczył break-dance, ale zamienił dyscypliny, gdy zobaczył wolnych biegaczy w akcji. - Gdy zobaczyłem, jak ludzie skaczą z dachu, wiedziałem od razu, że ja też tak chcę - opowiada.

Teraz Cali utrzymuje się z wolnego biegania. Ma kontrakty ze sponsorami i występuje w reklamach.

Bo parkouru próbują nie tylko dzieciaki na ulicy. EZ organizował między innymi kurs dla brytyjskich marines. Ale najlepiej wspomina zajęcia, które prowadził w ogrodach buddyjskiej świątyni w Tokio. Ze względu na piękno miejsca. - Wszystko polega na dobrej zabawie - mówi. - Każdy może spróbować. Wszystko, czego potrzebujesz, to para dobrych butów i otwarty umysł.

Francois Becker, tłum. i opr. ML

INTERIA.PL/AFP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy