Od deski do...

Niemal co roku nad Bałtykiem pojawiają się amatorzy nowych dyscyplin sportowych. Wszyscy pływają na podobnej desce, dlatego niewprawne oko będzie miało problem z odróżnieniem kneeboardingu czy wakeskateingu.

Wszystko zaczęło się od surfingu. Na drewnianych deskach o długości nawet czterech metrów pływano przynajmniej od XVII wieku. Wtedy to mieszkańców Hawajów ślizgających się po kilkumetrowych falach wypatrzył ponoć sam kapitan James Cook. W owym czasie na tę rozrywkę mówiło się He E'Nalu. Współczesna historia surfingu zaczyna się niewiele ponad 100 lat temu, kiedy trudną do wymówienia hawajską nazwę zastąpiło angielskie słowo. Około 1927 roku pływanie na desce dotarło do Kalifornii. W latach 50. surfing stał się sposobem na życie tysięcy mieszkańców USA, Australii i wielu innych krajów.

Reklama

Z czasem pływanie na desce stało się inspiracją dla poszukiwaczy innych, często jeszcze mocniejszych, wrażeń. W ten sposób narodziło się z tuzin nowych dyscyplin sportu, w których podstawą jest deska. Najczęściej nad Bałtykiem można spotkać uprawiających windsurfing (pływanie na desce z żaglem). Równocześnie rośnie liczba amatorów bardziej osobliwych dyscyplin.

Należą do nich między innymi:

Kneeboard - nazwa nawiązuje do sposobu jazdy (knee to po angielsku kolano). Odpowiednio wyprofilowane maty pozwalają klękać na desce i tak pokonywać odległości. Skręcamy, przechylając ciało w lewą lub prawą stronę. Na desce do kneeboardu stosunkowo łatwo robi się tzw. 360-tki, czyli obroty wokół własnej osi.

Wakesurf - do uprawiania tego sportu niezbędny jest kilwater, czyli fala wytwarzana przez płynącą przed deską motorówkę. Co ciekawe, deskarz nie jest połączony z maszyną za pomocą liny, płynie za motorówką samodzielnie, wykorzystując do tego jedynie fale.

Wakeboard - na pierwszy rzut oka to po prostu narty wodne. Po dłuższej analizie dostrzeżemy jednak, że wakeboard to tylko jedna deska. Śmiałka ciągnie motorówka płynąca z prędkością 28-34 km na godzinę (wtedy najlepiej wykonuje się skoki i obroty). Ponieważ specjalna maszyna do wakeboardingu kosztuje nawet 50 tys. dolarów, w Europie najczęściej wykorzystuje się do tego skuter wodny, a na jeziorach buduje się specjalne wyciągi (w Polsce działają dwa).

Wakeskate - wodna odmiana tradycyjnego skateboardingu (jazda na deskorolce po ulicy). Wykorzystujemy do tego pozbawioną wiązań deskę do wakeboardu. Aby gołe stopy nie ślizgały się po powierzchni, pokrywa się ją specjalnym materiałem.

Kitesurfing - to obok windsurfingu najpopularniejszy "deskowy" sport uprawiany nad Bałtykiem. Trafił do nas kilka lat temu i wciąż zyskuje nowych zwolenników (na świecie uprawia się go od niecałych 30 lat). W tym przypadku najważniejszy jest latawiec, który pozwala nam unosić się nad wodą. Trudność polega na tym, że pływania na kitesurfingu nie nauczymy się sami. Do opanowania sztuki sterowania latawcem i umiejętności bezpiecznego wykonywania powietrznych akrobacji potrzebny będzie nam nauczyciel (za kurs podstawowy zapłacimy kilkaset złotych).

Sailboarding - istotą tej dyscypliny jest połączenie żeglarstwa i surfingu. Tutaj liczy się siła, refleks oraz umiejętność rozpoznawania różnych rodzajów wiatrów. Choć sailboarding jest stosunkowo młodą dyscypliną, to już zdążył pokazać się na olimpiadzie (po raz pierwszy w 1984 roku). W poprzedniej dekadzie mocno stracił na popularności, ale obecnie znowu zyskuje wielu fanów.

Bodyboard - znany też jako boogieboarding. W tym przypadku deskarz ślizga się po falach w pozycji leżącej, brzuchem do dołu. Do ręki przyczepia linkę łączącą go z deską. Tym samym w razie upadku do wody, nasz środek transportu nie odpłynie za daleko. W wielu miejscach świata bodyboardziści korzystają z małych płetw. Wykorzystuje się je w czasie wpływania na falę.

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: pływanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy