Klub Szalonych Rodziców

Tenisistom z pierwszych stron gazet zazdrości się talentu, sukcesu, pieniędzy, sławy. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę, jak wiele tenisiści muszą poświęcić, by znaleźć się w światowym rankingu. I bardzo często to rodzice są dla nich jedną z większych przeszkód...

Żeby liczyć na prawdziwą międzynarodową karierę i zagranie w turniejach Wielkiego Szlema, dziecko musi sięgnąć po rakietę już w przed 7. rokiem życia. A najlepiej w wieku 5 lub 6 lat. Najczęściej wiąże się to z wieloma wyrzeczeniami. Dwie godziny treningu tenisowego dziennie i jedna godzina zajęć ogólnorozwojowych to absolutne minimum dla młodego gracza. Oznacza to brak czasu na zabawy po szkole z innymi dziećmi i ciągłe wyjazdy na zawody. Nie można pozwolić sobie na dłuższą przerwę w grze czy wakacje bez intensywnych treningów. Ale to nie wszystko. Dzieci muszą liczyć się z tym, że ich rodzice zwerbowani zostaną do tzw. "Klubu Szalonych Rodziców".

Reklama

Klub ten oczywiście istnieje tylko w teorii i został wymyślony przez bacznych obserwatorów rodziców młodych tenisistów i tenisistek. Jednak pomysłodawcom teorii o istnieniu nie do końca zrównoważonych rodziców udało się trafić w sedno. Aby nie być niesprawiedliwym, trzeba zaznaczyć, że większą część klubu stanowią ojcowie. To właśnie oni zazwyczaj wykładają pieniądze na karierę swoich dzieci i poświęcają czas na wożenie ich na treningi oraz turnieje. Są obecni podczas meczów, gdzie denerwują się najbardziej z wszystkich obecnych (nawet zawodników).

Bycie tenisowym mentorem swojej pociechy, to według samych rodziców niezbędny element kształcenia i nie lada wyzwanie. Nawet gdy dzieci przestają już być dziećmi, a wkładem finansowym zajmują się sponsorzy, ojcowie wciąż mają wiele do powiedzenia.

Groźby Damira Dokica

Sympatycy tenisa znają słynną Serbkę Jelenę Dokić, nie tylko dzięki świetnej grze, ale także przez ekscesy związane z jej ojcem. Kiedy Jelena, już jako 16-latka, pokonała czołową tenisistkę owych czasów, Martinę Hingis, wszyscy wróżyli jej świetlaną przyszłość. W 2002 roku młoda Jelena zajęła 4. pozycję w rankingu WTA. I wtedy nagle jej stan psychiczny, a także i gra, zaczęły się pogarszać. Jelena spadła na 650. pozycję. Wywiady, których udzieliła australijskiej prasie ujawniły, że powodem jej załamania jest wpływ ojca - Damira Dokica, który, jak mówiła, od dzieciństwa znęcał się nad nią zarówno psychicznie, jak i fizycznie.

Artykuły te rozwścieczyły tatę tenisistki, który stwierdził, że dziennikarz przeprowadzający wywiad powinien ponieść konsekwencje. Kiedy australijska ambasador nie podjęła żadnych kroków, aby dziennikarza ukarać, Damir zagroził, że odpali pocisk rakietowy w jej samochodzie. Policja szybko zareagowała na te słowa i niedługo potem ojciec Jeleny został aresztowany, a w jego domu znaleziono nielegalną broń. Sąd skazał go na 15 miesięcy więzienia.

Nie był to jednak pierwszy wyskok ojca słynnej tenisistki. Już wcześniej został on kilkakrotnie wyrzucony z turnieju U.S. Open za wszczynanie awantur, między innymi o wysoką cenę rachunku w restauracji. W 1999 roku został także wyprowadzony z turnieju w Birmingham za nietrzeźwość i wykrzykiwanie obraźliwych haseł podczas meczu. W 2000 roku oskarżono go o napaść na kamerzystę podczas Australian Open. Jelena w czerwcu powróciła do pierwszej pięćdziesiątki rankingu WTA, jednak jej apodyktyczny ojciec, pomimo że jej trenerem przestał być już 2003 roku, wciąż pojawia się na pierwszych stronach gazet.

Ojciec truciciel

Najbardziej wstrząsająca historia wiąże się z Christophem Fauviau, ojcem młodego, dobrze zapowiadającego się wówczas tenisisty. Pragnąc, aby jego dziecko wygrywało, były wojskowy dosypywał jego rywalom do napojów środki antydepresyjne. Mieszanka ta, powodowała potworne zmęczenie, halucynacje oraz biegunkę. Możliwe, że incydent przeszedłby niezauważenie, gdyby nie śmierć jednego z otrutych tenisistów, który odurzony przez Fauviau, zasnął za kierownicą samochodu, powodując wypadek.

Przeprowadzone analizy zatrutych napojów doprowadziły do aresztowania Fauviau i skazania go na 8 lat więzienia. Udowodniono, że pomiędzy 2000 a 2003 rokiem, dosypał on środków antydepresyjnych co najmniej 27 zawodnikom. Jak twierdzi sam oskarżony, nie planował nikogo zabić. Ludzie z jego otoczenia mówią, że jako niedoszły sportowiec, Christophe Fauviau pragnął aby jego dzieci zrealizowały się w tym, do czego on nie był w stanie dojść. Jednak gra fair play, charakteryzująca ten elegancki sport, była mu obca, co doprowadziło do tragedii.

Mary Pierce i siostry Williams

Przykłady Damira Dokica i Christopha Fauviau ukazują, co dzieje się za kulisami popularnego sportu jakim jest tenis. Te dwie historie nie są jednak jedynymi. Wiele innych tenisistów i tenisistek boryka się z problemem Szalonego Rodzica, który może doprowadzić do zrujnowania kariery. Ojciec Mary Pierce nagminnie przeszkadzał zawodniczkom w grze. W 1993 roku został eskortowany przez ochroniarzy z trybun za niesforne zachowanie. W końcu, w wieku 18 lat, Mary zdecydowała się odseparować od ojca i zastąpiła go innym trenerem.

Znane wielu zawodniczki Venus i Serena Williams, również mogą "pochwalić się" ojcem, który często nie trzyma języka za zębami. Kiedy w 2008 roku o siostrach przez chwilę było cicho, Richard Williams postanowił przemówić. Obwieścił on całemu światu, że nienawidzi białych i że jego córki zawsze były niesprawiedliwie traktowane przez tenisowy świat. Tymi słowami wywołał oburzenie. I zapewne o to mu właśnie chodziło. Tenisowy ojciec musi w końcu zadbać o to, by wciąż być w centrum uwagi.

Wygórowane oczekiwania

Wiele ekscesów nie wychodzi jednak na światło dzienne - nie dotyczą tenisistek i tenisistów z światowych rankingów WTA a dzieci, które dopiero rozpoczynają swoją karierę. I nie trzeba szukać daleko - członkowie Klubu Szalonych Rodziców zdarzają się też w Polsce.

Justyna Płachta, była zawodniczka krakowskiego klubu KKS Olsza, teraz instruktorka tenisa i squasha zna to z własnych doświadczeń: "Podczas turniejów, w których grałam bardzo często zdarzało się, że trwający mecz zostawał w cieniu, bo uwagę widzów przykuwali rodzice grających zawodników, którzy kłócili się w najlepsze i wyzywali siebie nawzajem. Bicie brawa po niewymuszonym błędzie było na porządku dziennym, nie mówiąc już o docinkach w kierunku grającego zawodnika.

Zdarzało się, może nawet częściej, że rodzice negatywnie motywowali podczas meczu swoje własne dziecko, a nie przeciwnika! Sama mogę coś o tym powiedzieć... Trudno było nie zauważyć tych min, wznoszonych oczu, łapania za głowę i machania rękami, gdy zepsułam piłkę albo źle zagrałam. Niektórych ta złość na rodziców, którzy nie potrafili pohamować swoich emocji motywowała. Mnie nie. Byłam wściekła. Myślałam tylko o tym, co mnie czeka po meczu, co usłyszę. Nie myślałam o trwającej grze, o przeciwniku, o tym co i jak mam zagrać, tylko o tym, co pomyślą rodzice. Mieli pełne prawo do wtrącania się - w końcu to oni płacili za treningi, wyjazdy i sprzęt. Ale do najlepszych psychologów sportowych nie należeli..."

Trenerzy wiedzą najlepiej

Dzieci często cierpią z powodu wygórowanych oczekiwań swojego taty lub swojej mamy. Zdarzają się również sytuacje, że w ogóle sam pomysł na karierę dzieciaka, jest po prostu własnym, niespełnionym marzeniem z dzieciństwa rodzica. Te i inne błędy popełniane przez rodziców, najczęściej zauważają sami trenerzy.

"Zaobserwowałam w niektórych przypadkach ogromne ambicje rodziców, którzy byli gotowi zaciągnąć dziecko na trening, mimo że ich pociechy rękami i nogami broniły się przed tym. Wiele razy widząc niechęć do gry swoich podopiecznych, wprost zadawałam pytanie, po co przychodzą na treningi. W odpowiedzi zazwyczaj słyszałam "Bo mi tata kazał"..." - dodaje Justyna.

Dziecko i kariera

Wielu tenisistom trudno jest się uwolnić od swoich rodziców. Naszym dwóm się udało. Całkiem niedawno, Anna Korzeniak zrezygnowała z dalszych treningów ze swoim ojcem i wyjechała do szkoły tenisowej w Czechach. Również stosunki Agnieszki Radwańskiej z jej ojcem są znacznie luźniejsze niż w przeszłości, ale to z powodu wyprowadzki do własnego mieszkania, a nie zaprzestania treningów z ojcem.

To właśnie siostry Radwańskie pokazały nam, że bycie tenisistą kształcącym się w Polsce, gdzie możliwości są bardzo ograniczone, nie musi zakończyć się na etapie mało znaczących turniejów. Co więcej, można dojść na sam szczyt światowego rankingu. Wiele osób ma więc nadzieję, że może i ich dziecko stanie się drugą Isią. Zanim jednak podejmie się decyzję o wysłaniu dziecka w wielki świat tenisowej kariery, należy się dwa (albo i trzy lub cztery) razy zastanowić czy jest się w stanie podołać wyzwaniom, jakie ten sport stawia. I należy odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: jak nie oszaleć i nie pójść w ślady liderów Klubu Szalonych Rodziców.

Agata Gawryluk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy