5 kontynentów, 5 startów i 5 zwycięstw

Pod koniec października do historii przeszła kolejna edycja słynnego malezyjskiego climbathonu - biegu na szczyt Kinabalu. To były ostatnie zawody, które weszły do projektu Kiliana Jornet "5 Races 5 Continents".

Pod koniec października do historii przeszła kolejna edycja słynnego malezyjskiego climbathonu - biegu na szczyt Kinabalu. To były ostatnie zawody, które weszły do projektu Kiliana Jornet "5 Races 5 Continents".

Katalończyk wybrał pięć najważniejszych zawodów każdego kontynentu (głównie biegi ultra) i w 2011 r. wystartował we wszystkich, wszystkie też wygrywając! Nie inaczej więc było w Malezji, gdzie największego rywala (i przyjaciela) Marco de Gasperi wyprzedził na mecie zaledwie o 30 sekund!

Ostatni bieg w projekcie" src="/createImage?text=Ostatni%20bieg%20w%20projekcie">Trasa na zawodach liczy zaledwie 21km, ale duże przewyższenie (2300 m podbiegów i tyleż zbiegów), zmienne warunki i trudne podłoże od dżungli po lite skały sprawia, że jest wyjątkowo trudna do pokonania. Wystarczy zresztą spojrzeć na wyniki: najlepszym zajmuje ona ponad 2,5h.

Reklama

Szczyt Kinabalu wznosi się na imponującą wysokość 4095 m n.p.m., a ostatnie metry podbiegu prowadzą po bardzo śliskich skałach, których obawiał się przed startem Kilian. Zawodnik Salomona na szczycie nie był najszybszy, przybiegł za Markiem, ale na zbiegu (który trwał około godziny!) udało mu się wyprzedzić Włocha.

Wiele sił na start" src="/createImage?text=Wiele%20si%C5%82%20na%20start">Zawody zaliczane do serii climbathon (to już nie biegi, to prawie wspinaczki) wzbudzały w Kilianie sporo obaw przed startem.

- Po przerwie w Cavalls del Vent, jestem naprawdę mocno zmotywowany i w dobrej formie, także psychicznej. Kinabalu to zawody, które lubię, ale wygrać będzie bardzo ciężko patrząc na tych, którzy będą się tu ścigać, min. Marco de Gasperi i wielu, wielu innych - powiedział Kilian po przylocie do Malezji.

- W ostatnich tygodniach zrobiłem porządne treningi, przez tydzień biegałem 35 godzin, w następnym 27godzin. Spędziłem dużo czasu w górach, wyciszyłem się, wszedłem na "swoje tory". Wstawałem rano i po prostu biegałem, bez jakiegoś specjalnego programu do wykonania. Czułem się wolny, oglądałem wschody i zachody słońca, biegałem ze znajomymi co, tak myślę, psychicznie dało mi wiele sił na ten najbliższy start - mówił.

Pełna koncentracja" src="/createImage?text=Pe%C5%82na%20koncentracja">- Rywalizacja z Marco to dla mnie zawsze ogromna motywacja. On nie jest tylko moim dobrym kolegą, lecz przede wszystkim niesamowicie mocnym zawodnikiem, z którym nie miałem okazji w tym roku się ścigać. A Kinabalu to bardzo techniczne zawody. Skalne partie na szczycie są śliskie i zwykle mokre i trzeba tam bardzo uważać. Powyżej 2000 m n.p.m. jest ważne, strome podejście, które trzeba pokonać marszem. Zbieg jest długi i także techniczny, zabiera ponad godzinę i ani przez chwilę nie mogłem pozwolić tam sobie na brak koncentracji - mówił Kilian Jornet.

Bieg na Kinabalu był ostatnim w tym roku dla Kiliana. Teraz Katalończyk robi sobie krótką przerwę i zaczyna sezon zimowy - skiturowy. Ciekawe, czy i tym razem zdobędzie tytuł najlepszego w pucharze świata?

Projekt Kiliana "5 Races 5 Continents" zaczął się w Australii zwycięstwem w ultra biegu The North Face 100 K. Potem dołożył do tego tryumf w Western State na 100 mil w USA. Następnie przyszedł czas na Europę i pierwsze miejsce w UTMB oraz zwycięstwo na kontynencie afrykańskim w biegu Table Mountains w RPA. Azjatyckie Kinabalu zakończyło projekt i serię pięciu zwycięstw.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sport | maraton | bieg | Azja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy