Mięśnie! Nakazuję wam rosnąć!

Mówią o nim "Najsilniejszy facet świata, o którym nigdy nie słyszałeś". Jest potężny i silny jak tur, a jego historia zmotywowała do treningów tysiące osób na całym świecie. Poznajcie CT Fletchera.

Wychował się w Compton, w stanie Kalifornia, w jednym z najbiedniejszych miast w USA słynącym także z olbrzymiej przestępczości. I to właśnie jeden z tamtejszych gangsterów był jego wzorem. Stanley Tookie Williams III, pokaźnych rozmiarów kryminalista, jeden z twórców gangu Crips, zainspirował małego CT Fletchera do ćwiczeń siłowych.

"Gdy byłem dzieckiem, to Tookie Williams był prawdziwym kozakiem. On, a nie Arnold Schwarzenegger" - wspomina i dodaje, że z ulicznymi gangami tak naprawdę nie miał nic wspólnego, dzięki surowemu wychowaniu przez swoich rodziców, którzy pilnowali, aby nie zadawał się z nieodpowiednimi ludźmi.

CT Fletcher w wieku 22 lat zajął się podnoszeniem ciężarów. Miał do tego talent i predyspozycje. Szybko robił postępy i w latach 90. dołączył do światowej czołówki ciężarowców uprawiających powerlifting (wyciskanie leżąc). Jak sam przyznaje, podczas zawodów wyciskał 295 kilogramów, a na treningach nawet 300 kilogramów!

"Moje największe osiągnięcie to próba podniesienia 319 kilogramów na zawodach w 1995 roku. Nie udało mi się co prawda tego dokonać, ale jestem z siebie dumny, bo doszedłem tak daleko. Rywalizowałem zupełnie na czysto, bez żadnych sterydów, z najlepszymi siłaczami na świecie" - mówi.

Jego karierę przerwały problemy ze zdrowiem. Przeszedł kilka operacji serca. Sam po latach wspomina, że trzy razy zmarł na salach operacyjnych. Tak przynajmniej sądzili lekarze. CT jednak przetrwał najgorsze chwile, choć choroby odcisnęły na nim spore piętno.

"W pewnym momencie wyglądałem jak ludzki szkielet. Ważyłem 86 kilogramów i nikt, patrząc na mnie, nie powiedziałby, że kiedykolwiek podniosłem jakiś ciężar. Trwałbym zapewne w tym marazmie do dziś, gdyby nie pewien lekarz. Przyszedł do mnie i spytał: Stary, co się z tobą stało? Weź się w garść. To dało mi do myślenia. Dziś jestem temu lekarzowi wdzięczny, bo dał mi impuls do działania" - opowiada.

Reklama

Fletcher dał sobie spokój z wyciskaniem, zajął się jednak kulturystyką. Wrócił na siłownię i w myśl swej dewizy "No pain, no gain" znów rzucił się w wir ćwiczeń. Odzyskał formę i dziś w wieku 53 lat szczyci się imponującym 55-centymetrowym obwodem bicepsa. Jest z tego dumny. Za każdym razem podkreśla, że jest całkowicie czysty, a jego ciało nie zna nielegalnych substancji, czy sterydów.

"Nakazuję wam rosnąć!" - krzyczy do swoich mięśni podczas ćwiczeń na jednym z filmów zamieszczonych na YouTube. "Musisz mówić do swoich bicepsów. Niech wiedzą, że mają rosnąć tak, jak ty tego chcesz" - tłumaczy. Ci, którzy go znają przyznają, że nie jest to gra pod publiczkę. CT taki naprawdę jest.

"To oldschoolowy koleś, prawdziwy pasjonat czystego sportu. Treningi z nim, to krew, pot i łzy. CT pomoże, podpowie, a gdy trzeba to porządnie opieprzy" - mówi o nim jeden z jego podopiecznych. I faktycznie, jeśli chodzi o opieprzanie, to CT Fletcher nie ma sobie równych. Jego dosadne teksty, nieraz pełne bluzgów i przekleństw to już niemal klasyka sal treningowych.

"Nie ma czegoś takiego jak przetrenowanie. Chce mi się rzygać słysząc takie bzdury. Przetrenowanie to mit wymyślony przez tych, którzy chcą siedzieć w kapciach na kanapie, oglądać telewizję, wcinać czekoladki i opowiadać całe to gówno. Nie, oni wcale nie boją się przetrenowania. Boją się zwykłej pracy" - podkreśla w swoim stylu CT. 

"Śmieję się z tych planów treningowych, które obiecują piękne ciało w dwadzieścia minut. Płaski brzuch w dwadzieścia minut. Zgrabny tyłek w dwadzieścia minut, czy cokolwiek. Jeśli ktoś, kto dobrze wygląda, mówi ci że trenuje po dwadzieścia minut, jest pieprzonym kłamcą" - przestrzega. Jego metody treningowe są proste i hardkorowe. "Nie ma wymówek, nie ma płakania. Płaczą dzieci. Nieważne, czy bolą cię plecy, czy krwawi ci nos - musisz zrobić swoje, jeśli chcesz być w formie".

Dziś, choć jest już po pięćdziesiątce, wcale nie zamierza poprzestać na tym, co do tej pory osiągnął. Choć dzięki swej renomie, mógłby spokojnie utrzymywać się pracując jako instruktor, on nadal chce być najlepszy, największy i najsilniejszy.

"Czuję, że rysuje się przede mną świetlana przyszłość. W tej chwili jestem w czołowej 50. światowych siłaczy. Ale nie zaznam satysfakcji, dopóki nie będę niekwestionowanym numerem jeden" - zdradza. A my trzymamy za niego kciuki. Bo CT Fletcher to facet, który swoją osobą przekazuje ludziom prosty, klarowny przekaz. "Chcesz być w formie? To rusz dupę i po prostu ją zdobądź".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: siłownia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy