Skąd polscy himalaiści mają pieniądze na wyprawy?

Jerzy Kukuczka - legenda polskiego himalaizmu /YouTube
Reklama

“Kto za to wszystko płaci?" to obok “a po co oni tam jadą?" najczęstsze pytanie stawiane himalaistom przez osoby, które z górami, szczególnie wysokimi, mają niewiele wspólnego i patrzą na wspinaczkę jak na fanaberię grupki zapaleńców. Przedstawiamy najczęstsze źródła finansowania wypraw.

Nirmal Purja. Nazwisko Nepalczyka było jednym z najgorętszych w świecie himalaizmu w kończącym się roku. Wspinacz i były komandos zdobył komplet czternastu ośmiotysięczników w zaledwie 189 dni!

Zbiórka na Koronę Himalajów i Karakorum

Swoją błyskawiczną podróż po Koronę Himalajów i Karakorum rozpoczął 23 kwietnia 2019 roku, gdy stanął na szczycie Annapurny (8091 m.). Pół roku później, a dokładnie 29 października, zdobył ostatni z najwyższych szczytów świata - Shisha Pangmę (8013 m.).

Wspomnijmy tylko, że poprzednim rekordzistą był Koreańczyk Chang-Ho Kim, który zaliczył komplet ośmiotysięcznych kolosów w siedem lat, dziesięć miesięcy i sześć dni, wyprzedzając naszego Jerzego Kukuczkę o kilkadziesiąt dni.

Reklama

Czy Nirmal Purja dokonałby tej sztuki bez gigantycznego zaplecza finansowego? Mowy nie ma! Jak sam pisze na swoim blogu tylko wejście na Mount Everest to wydatek rzędu 25-30 tysięcy funtów na osobę, z czego jedna trzecia to opłata administracyjna zezwalająca na zmierzenie się z górą.

Budżet udało mu się dopiąć dzięki wsparciu partnerów, sponsorów i internautów, którzy wpłacili środki na jednym z serwisów crowdfundingowych. Korzystanie z finansowania społecznościowego jest dobrze znane również polskim wspinaczom. O zapożyczaniu się i naginaniu własnego budżetu nie wspominając.


Wsparcie dla ambitnych planów Andrzeja Bargiela 

Andrzej Bargiel słynie z ambitnych projektów himalajskich. Świetny narciarz wysokogórski, alpinista i ratownik TOPR został pierwszym człowiekiem, który zjechał na nartach z Broad Peaku i K2. 

Podobnie jak Nirmal Purja, nie mógłby marzyć o zrealizowaniu swych nowatorskich przedsięwzięć bez pomocy z zewnątrz. Jeszcze przed wyjazdem na K2 tak opowiadał Michałowi Bugno z Wirtualnej Polski o zdobywaniu środków na wyprawę:

“Żeby inwestować pieniądze, potencjalni sponsorzy muszą widzieć w tym wartość. Spółki skarbu państwa rzadko angażują się w takie projekty. Poszukiwanie finansowania wiąże się z wielką walką i dużą pracą. Na szczęście na koniec udaje się znaleźć ludzi, którzy w to wierzą i widzą w tym wartość. Koniec końców wszyscy tworzymy nową historię".

Partnerzy biznesowi doceniają potencjał, wyobraźnie i klasę sportową Andrzeja Bargiela. Wystarczy wizyta na jego witrynie internetowej, by poznać listę firm, która mu zaufała. Podobnie o finansowanie swoich przedsięwzięć zabiegają inni topowi himalaiści, pomaga im również (w zależności od charakteru wyprawy) Polski Związek Alpinizmu.

Zimą na K2 z dofinansowaniem ministerstwa

Pora na część, która wzbudza największe emocje, czyli środki pochodzące z budżetu państwa. Ostatnia zimowa narodowa wyprawa na K2 otrzymała od Ministerstwa Sportu i Turystyki milion złotych. 

Nie był to jednak gest władzy wobec medialnego przedsięwzięcia, lecz wynik konkursu zatytułowanego “"Wspieranie promocji Polski w pionierskich osiągnięciach sportowych na świecie na lata 2017-2019". Projekt “K2 dla Polaków" został zatem jednym z beneficjentów ministerialnej dotacji celowej. Łącznie budżet wyprawy wyniósł nieco ponad 1,5 mln złotych. Kolejna - zaplanowana na przyszły rok - próba zdobycia K2 zimą (o ile nikt nie zrobi tego wcześniej) ma pochłonąć o pół miliona złotych więcej. 

Organizatorzy liczą na to, że znów uda się uzyskać pomoc od państwa.

Przemyt, handel i kominy, czyli kasa w PRL-u

Złota era polskiego himalaizmu, a zatem lata, kiedy Jerzy Kukuczka, Wanda Rutkiewicz, Wojciech Kurtyka czy Krzysztof Wielicki brylowali w najwyższych górach świata przypadła na czasy Polski Ludowej.

Jak w dobie jedzenia na kartek, octu na sklepowych półkach i marnych stawek zagranicznej waluty, jaką oficjalnie można było zabrać ze sobą za granicę radzili sobie Polacy? 

Tak jak zawsze w starciu z PRL-owskim betonem. Byli kreatywni. Korzystali z tego, że władza i zakłady pracy grzeją się w blasku ich dokonań. Mieli też swoje dojścia do dostawców, o czym w filmie dokumentalnym “Jurek" opowiada Genowefa Stec, kierownik PSS Społem Katowice:

“Jurka Kukuczkę znałam. On się wybierał na wyprawę gdzieś w daleki świat. Potrzebny był mu ładunek jedzenia. Kto miał znajomego w sklepie, a jeszcze lepiej kierownika, to był spokojny, że nie zabraknie mu niczego, ani żółtego sera w dużych ilościach, ani kiełbasy".

Warto obejrzeć film w całości, żeby poznać ówczesne realia:

Himalaiści bardzo dobrze zarabiali na pracach wysokościowych: malowanie i mycie kominów, szczególnie na Śląsku pełnym kopalń, hut i fabryk było dochodowym zajęciem. 

Kto pamięta czasy PRL-u, wie, że opłacał się handel i przemyt. Wspinacze zabierali ze sobą np. kryształy, zegarki i inne pożądane przedmioty, a następnie sprzedawali je z zyskiem, drżąc wcześniej na jednej z wielu przekraczanych granic, by celnik nie okazał się zbyt dociekliwy.

Ale i na to przecież można znaleźć sposób...

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Himalaje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy