Mistrz bił go po głowie butelką

Japonia w szoku: ciąg dalszy skandalu w świecie sumo.

Były mistrz szkoły sumo i trzech innych zawodników zostało aresztowanych pod zarzutem znęcania się nad uczniem, które w następstwie miało doprowadzić do jego śmierci. Sprawą zajął się nawet sam rząd. - Jestem rozczarowany - skomentował premier Yasuo Fukuda. - Musimy podejść do sprawy poważnie. Młody człowiek, przed którym stało całe życie, zginął w taki sposób. To hańba dla naszego narodowego sportu - stwierdził.

Zapasy kijem bejsbolowym

Wydarzenie miało miejsce w październiku. Tragicznego dnia Saito dostał zapaści na treningu. Gdy odwieziono go do szpitala, lekarze stwierdzili zgon z powodu zatrzymania akcji serca.

Reklama

Teraz czołówki japońskich gazet jeszcze raz obiegło zdjęcie 57-letniego Junichhi Yamamoto. Yamamoto (walczył pod imieniem Tokitsukaze) przyznał się przed sądem do tego, że uderzył 17-letniego Takashi Saito butelką po piwie w głowę na dzień przed jego nagłą śmiercią. Przyznał też, że starsi zapaśnicy (w wieku od 22 do 25 lat) bili Sato kijem bejsbolowym. Z tego powodu Saito kilka razy próbował uciec z centrum treningowego w prefekturze Aichi.

Ostry dryl wśród młodych rekrutów i trening polegający na łamaniu ich psychiki przez długi czas był akceptowanym zwyczajem sankcjonowanym przez tradycję.

Kryzys sumo?

Isenoumi, jeden z dyrektorów zarządzających Japońskim Stowarzyszeniem Sumo spotkał się z wiceministrem sportu Kenshiro Matsunami i przeprosił naród. - Jest mi bardzo przykro z zaistniałej sytuacji - powiedział. Krytycy mówią jednak, że wina obciąża całe, bardzo hermetyczne środowisko sumo, nieakceptujące krytyki i oporne na zmiany.

2000 lat tradycji sumo nakłada na zawodników obowiązek przestrzegania ścisłych zasad kodeksu honorowego. By sprostać nieskazitelnej legendzie, wszelkie nadużycia zamiatano pod dywan, aż znęcanie się nad rekrutami nabrało wymiarów strukturalnych. - Środowisko musi odbudować reputację, którą się cieszyło. W przeciwnym razie fani się od niego odwrócą - pisze jeden z komentatorów.

Piłka zamiast pomocy

To nie pierwszy przypadek, który mocno nadszarpnął szacunek do zawodników. W 2007 roku, jeden z najlepszych zapaśników wszechczasów, Asashoryu został półroczny zakaz brania udziału w zawodach, gdy okazało się, że symulował kontuzję, by nie pojechać na trasę, z której dochód przeznaczono na akcje charytatywne. Japońska telewizja pokazała, jak gra w tym czasie w piłkę w rodzimej Mongolii.

tłum. ML

INTERIA.PL/AFP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy