Dać komuś po mordzie...

Tak jak wieki temu, gdy masz wszystkiego dość, najlepszym sposobem na to, by nie zostać frustratem, jest walka.

Jest wczesny ranek na warszawskich Bielanach. Dwóch facetów okłada się pięściami i nogami. Kości uderzają o siebie, słychać, jak ulatuje z nich powietrze, kiedy ciosy dochodzą do szczęk czy splotu słonecznego. Wygląda to tak, jakby za moment któryś z nich miał ostatecznie zakończyć ten pojedynek. I wtedy go przerywają. Z trudnością łapią oddech, są mokrzy od potu i - uśmiechnięci.

Bo walka nie odbywała się na ulicy, ale w klubie BKKK (Bielański Klub Karate Kyokushin) na AWF. Andriej Mołczanow, wielokrotny mistrz świata muay thai, sparował z Piotrem Batogowskim, 43-letnim szefem dużej agencji reklamowej. - Jestem tutaj dopiero od kilku miesięcy, ale uzależniłem się chyba na całe życie - mówi Piotr. - Od zawsze uprawiałem jakiś sport, ale dopiero teraz znalazłem to, co idealnie pozwala zachować równowagę ciała i ducha, i to zarówno na sali, jaki i pracy czy domu.

Reklama

Walka to nieodłączna część kultury. Od czasów pierwotnych była budulcem każdego mocarstwa. W wielu kulturach pojawiły się oczywiście turnieje mających wyłonić najlepszego wojownika. Pankration w Grecji, lei tai w Chinach, vajramushti w Indiach czy w końcu vale tudo w Brazylii. Przez tysiąclecia ukształtowała się w mężczyznach potrzeba bezpośredniej rywalizacji, która jest zaprogramowanym w genach sposobem na ujście agresji.

Chcemy czy nie, każdy z nas jest w jakiś sposób agresywny, bo tylko tak facet mógł zdobyć pożywienie, kobietę i przekazywał to w genach kolejnym pokoleniom. Fizjologia człowieka zmieniła się bardzo nieznacznie, tylko miejsca, w których ta agresja się uwidacznia, są inne. 92 proc. ryczących na światłach klaksonów to działania samców. W dodatku jest jedyną cechą, której nie da się wytłumaczyć żadnymi uwarunkowaniami społecznymi. Tylko kiedyś znajdowała ona ujście w bezpośredniej walce z dzikim zwierzęciem albo przeciwnikiem, a dziś stres się często kumuluje.

Cisza po bitwie

- Walka to katharsis - mówi dr Tadeusz Stefaniak z wrocławskiej AWF, który jest również trenerem bokserskim. - Z fizycznego punktu widzenia organizm pracuje na maksymalnych obrotach, wykorzystując wszystkie źródła energii, jakie ma: tlenowe, beztlenowe, rezerwy na czarną godzinę. Kształtuje koordynację i siłę, wyczucie dystansu, odległości, skoczność - opowiada. Bezpośrednie zagrożenie sprawia, że wydzielają się adrenalina, dopamina i testosteron - hormony, które dają szybkość, siłę i agresywność. Ale potem organizm dąży do równowagi - uspokaja się dużą dawką serotoniny. I to ten spokój po walce jest czymś, co tak naprawdę uzależnia.

Leszek Boniecki ma 37 lat. Jest handlowcem w firmie zajmującej się usługami outsourcingowymi. - Chociaż muszę uważać, bo przecież nie mogę pójść następnego dnia na spotkanie z klientem z obitą twarzą, to nie wyobrażam już sobie życia bez walk. Sparingując, robię to w 100 procentach. Jestem tylko tu i teraz. Odsuwam od siebie wszystko inne. Zeruję umysł. Łapię dystans do problemów, które przed wejściem na salę wydawały mi się ogromne i nie do ogarnięcia. Kiedy nie trenuję przez 2,3 tygodnie, od razu robię się bardziej nerwowy - mówi. Każdy z walczących mówi podobnie. Zrealizowana atawistyczna potrzeba walki sprawia, że facet odnajduje swoje miejsce i nie wkurza go już byle dupek.

Rozpoznanie walką

- Co musi dzisiaj zrobić młody człowiek, by udowodnić, że jest mężczyzną? Iść na wojnę, zabić wielkiego zwierza? Ale nie ma już wojen i coraz mniej jest niebezpiecznych zwierząt... Co pozostało? Forsa? Sława? - tak przedstawia rozterki bohaterów Chuck Palahniuk, autor książki, na podstawie której powstał scenariusz do filmu "Fight Club". Kiedy pierwszy raz w życiu stajesz na przeciwko drugiego faceta i zaciskasz pięści, nie masz pojęcia, jakie niesie to ze sobą emocje. Umówmy się - w życiu codziennym ubieramy maskę. W czasie walki ta maska opada niezależnie od tego, jak długo ją nosisz i jak gruba ona jest. Jeden walczy bardziej ofensywnie, drugi się broni, jeszcze inny odpuszcza albo fauluje. Piotr Frenkiel - właściciel kilku klubów muzycznych i dyskotek - właśnie to odkrywanie samego siebie najbardziej lubi w walce z pełnym kontakcie: - W pewnym momencie starcia dochodzę do punktu, w którym poprzednim razem odpuściłem, ale wiem, że tym razem mogę pójść dalej. Potrafię wykrzesać więcej energii i jest to raczej zasługa głowy, a nie kondycji. I przekłada się to na sytuacje w życiu codziennym - mówi. Są dwa typy ludzi - taki, który po zrzuceniu maski nie chce się więcej takim widzieć. Ten typ nie pojawia się na sali ponownie. Drugi to taki, który mówi: "OK, taki jestem naprawdę. A teraz powalczę, by być lepszy".

- Największym wrogiem człowieka jest on sam - mówi Andriej Mołczanow, który oprócz tytułów mistrza świata, ma również doktorat z psychologii. -Wszystkie problemy zaczynają się w głowie. A trener nie może wykrzesać z ciebie więcej, niż możesz to zrobić sam. On może ci tylko w tym pomóc?.

Ufaj instynktowi

Nie trzeba wcale od razu szukać podziemnych garaży, by sprawdzić się w boju, chociaż w Londynie czy Moskwie powstają kluby wzorowane na tym, który znasz z filmu "Fight Club". Jest coraz więcej takich miejsc, w których pod okiem dobrego instruktora sprawdzają się zarówno biznesmeni

i handlowcy, jak i bankowcy czy nauczyciele. - To mit, że na takie zajęcia chodzą karki czy łepki, które chcą potem wykorzystać nabyte umiejętności na ulicy - mówi Leszek Boniecki. - Tu nawet nie chodzi już o kondycję fizyczną. Raczej o psychiczną, co zresztą zauważa moja narzeczona.

- Na pierwszych zajęciach mówię, że nie będzie im łatwo, bo będą walczyć z samym sobą - mówi Andriej. Nieważne, kim jesteś - wszyscy są równi i wszyscy pracują tak samo. I z treningu na trening robią się coraz lepsi. Piotr Batogowski od 10 lat gra w golfa, do którego zresztą przydaje mu się trening sztuk walki. - Ale tutaj odkryłem ruch, który czemuś służy, jest czymś naturalnym. Winnych sportach, robiąc, błąd tracisz punkt. Tutaj karą jest ból po otrzymanym ciosie i dlatego tym większa jest mobilizacja.

To, co jest najważniejsze według Andrieja, to wyczucie. Niektórzy walczą wyuczonymi schematami. Inni dopasowują się do sytuacji, zmieniają styl. Uczą się ufać instynktowi - jak i co zrobić w danym momencie. I ci często okazują się najlepsi. Zresztą w życiu jest podobnie.

Trwałe ślady

Walka bardzo uczy pokory. Nagle orientujesz się, że życie to nie gra komputerowa i łatwo zrobić sobie albo komuś krzywdę. - Trzeba się liczyć z tym,

że kumplowi zadajemy ból. Ale kiedy trenujesz, musisz się kontrolować - mówi 56-letni Stanisław Styś, który jest kierowcą w firmie wynajmującej samochody osobowe, a dzięki treningowi muay thai jest w lepszej formie niż większość 30-latków. - Na treningach nie powinno być kontuzji. Siłę pokazuje się na meczach, nie na treningach.

Ale takie doświadczenie daje też ogromną pewności siebie. -Jeśli dojdzie do mało przyjacielskiej wymiany zdań na ulicy, to najwyżej dostanę w nos - mówi Piotr Batogowski. - Ale po tym, co spotyka mnie na treningach, już wiem, jak to jest. Mam pewność, , że to nic strasznego.

Po treningu zostają ślady. Te zewnętrzne z reguły szybko się goją, chociaż koledzy trochę z nich żartują (koleżanki za to patrzą z pewnym podziwem). Te w psychice zostają na dłużej, ale to właśnie one sprawiają, że jesteś prawdziwym facetem: spokojnym, opanowanym i wiedzącym, gdzie jest twoje miejsce.

Marek Dudziński

Men's Health
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama